środa, 10 sierpnia 2016

Welcome in Croatia

Chorwacja… hmmm… Ekspertem w tej kwestii nie jestem, ponieważ do tej pory kierunkiem większości moich wakacyjnych wyjazdów było polskie morze jak długie i szerokie. Aczkolwiek w tym roku udało nam się w końcu przekroczyć granicę i naszym celem był właśnie ten kraj pachnący ponoć lawendą (czego nam uświadczyć nie było dane). Zatem zapakowaliśmy się w samochód, a raczej upchnęliśmy się w niego, włączyliśmy nawigację i wyruszyliśmy. Najbardziej pesymistyczna wersja sprawdzona przez ViaMichelin zapowiadała, że spędzimy w nim najbliższe 19h, jednak aż prawie 21h to chyba nikt się nie spodziewał. Jak to z naszym szczęściem bywa trafiliśmy na największą wichurę jaką najstarsi Chorwaci widzieli. Oczywiście żartuję, ale wiało naprawdę porządnie i korki na autostradzie, deszcz od przekroczenia słowackiej granicy oraz temperatura nie przekraczająca 14 stopni nie wpływała na pozytywną atmosferę (zwłaszcza, że w odległości 200km od celu nic nie uległo zmianie).  Po dotarciu na miejsce okazało się, że nie jest aż tak źle jak przewidywaliśmy i kilka najbliższych dni zapowiada się całkiem przyjemnie. 



Wybraliśmy niewielką miejscowość  Lokva Rogoznica w  pobliżu Omiś głównie ze względu na  cenę noclegów, która w porównaniu z pobliskimi kurortami (Omiś, Split, Makarska) była znacznie niższa. I trafiliśmy w dziesiątkę. Oprócz wysokiego standardu apartamentu miłym zaskoczeniem byli sami właściciele, którzy po długiej i meczącej podróży przywitali nas promiennym uśmiechem, kieliszkiem rakii (bądź cherry w słabszej wersji ), owocami i…. pomidorami z własnego ogrodu! Tak, przynieśli nam pysznych, czerwonych, pachnących pomidorów. Jak się potem okazało, to był dopiero początek , bo w trakcie całego pobytu wypiliśmy im dwie butelki wina, a i tak przy wyjeździe dostaliśmy od nich w prezencie wino i domową rakię.

Pomidory były stąd: :)


A za taki widok przy śniadaniu na co dzień jestem skłonna oddać wiele


Ale Chorwacja to nie tylko mili i uśmiechnięci ludzie. Tak na marginesie to przechodząc obok każdego straganu na targu można spróbować winogronu za darmo J. To przede wszystkim piękne plaże. Pełne małych  i większych zatoczek (czasem nawet dwuosobowych). Nie ukrywajmy, lipiec to szczyt sezonu i na jakąkolwiek samotność na plaży w godzinach 9-17 nie ma co liczyć. Jednak tam przy odrobinie szczęścia można się położyć we dwójkę na jakimś samotnym kamieniu . A woda! Idealnie czysta. Jadąc tam warto wziąć ze sobą maskę, bo prawdziwe życie można zobaczyć dopiero pod wodą. Przyznam się szczerze, że pływałam z maską pierwszy raz i dałam się na to namówić dopiero ostatniego dnia, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że woda była wcześniej naprawdę zimna. No i muszę przyznać, że było watro, bo to co można zobaczyć pod wodą nie oddalając się nawet od brzegu to coś niesamowitego.





 A! I bym zapomniała o oleandrach moich ukochanych, które w lipcu kwitły we wszystkich kolorach od bieli po burgund, a pachniały tak, że nie dało się obok nich przejść obojętnie.



I jeszcze odrobinę egzotyki 


Chociaż osobiście uwielbiam wylegiwać się na plaży to tutaj warto jest wziąć samochód i przejechać się kawałek wzdłuż wybrzeża, bo widoki są naprawdę niesamowite. Pasmo górskie z przyklejonymi do niego miasteczkami po jednej stronie, a po drugiej lazurowe morze. Mówię wziąć samochód i pewnie tu niektórzy myślą, że nie jedzie się na wakacje po to, żeby spędzić je w samochodzie. Otóż tam w każdym wartym uwagi miejscu można znaleźć zatoczkę często nawet z ławeczką, żeby zatrzymać się, popatrzeć, zrobić zdjęcie.  Na przykład takie:



Jeżeli ktoś dotarł do końca to gratuluję i informuję, że na temat Chorwacji będzie więcej. Czeka na Was jeszcze wizyta w Splicie, Omisiu, i Makarskiej, ale to następnym razem.
See you soon .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz